Żyję, żyję, żyję!!! Przesadziłem z dystansem, formy nie ma w tym roku, a ostatni dłuższy wypad był równo miesiąc temu. W efekcie po 45 km nadszedł kryzys i prędkość spadła do 20-22 km/h. Dopiero przy dojeździe do Siekierkowskiego jakoś odżyłem i przyspieszyłem. No i znowu po 12 km dopadła mnie kolka za Piasecznem. A tam na drodze do Góry Kalwarii strasznie dziurawa droga. W efekcie kolka doskwierała bardziej od wstrząsów i miałem ochotę zrobić nawrotkę. Jakoś wytrzymałem i dojechałem, w sumie nawrotka wcale by nie była lepsza bo po takich samych dziurach.
Wolniej niż poprzednio bo coś nogi na początku nie chciały kręcić. Dopadł mnie kryzys na odcinku Gassy - Obory i chciałem wracać przez Obory, ale jednak zmusiłem się skręcić na Parcelę.